Dorodna gąsienica.
Idę sobie, idę ścieżką. Wracam ze spaceru nad Odrą. A tu patrzę: ktoś wędruje tą samą drogą, co ja, tyle, że wybrał trasę w poprzek.
Nie będziemy sobie wchodzić w paradę i kłócić się o pierwszeństwo - myślę. Nie wiem, co pomyślała napotkana osóbka, a raczej OSOBA, ale na mój widok przyspieszyła kroku. Widać nie chciała o niczym słyszeć, ani wchodzić w dialogi z ogromną obcą o tak dziwnym, raczej odpychającym wyglądzie, jak mój, bo pędziła niczym pociąg dalekobieżny. Zamierzała jak najszybciej się skryć, dlatego podążała ku nieprzebytej dżungli - najgęstszej trawie w okolicy.
Zanim znikła, zobaczyła nad sobą wielkie, szklane oko, zachowywało się spokojnie, cicho, gapiło się tylko długo i nie odstępowało na krok.
Zapewne,gdy dotarła do domu, o wszystkim opowiedziała swoim krewnym, wyolbrzymiając i upiększając fakty, aż zrobiła się z tego barwna historia. Zapisano ją tajemniczymi znakami na skrzydłach motyla tego gatunku.
A tak wyglądała z twarzy:
Nie wiem, w co przemieni się moja gąsienica, na pewno w jakiegoś egzotycznego olbrzyma: motyla, albo ćmę.